Zamiast zwycięstwa porażka, zamiast radości łzy
A było już tak pięknie. Przed meczem z Corinthians każdy miał przynajmniej dobry nastrój, gdyż wydawało się, że Chelsea ma ten kryzys za sobą. Ten znany już nam, wszystkim fanom, który spędzał niejednokrotnie sen z powiek. Seria 3 wyraźnych zwycięstw dawała nadzieje, ale te drużyny nie były
z najwyższej półki. Przyszedł czas, by zmierzyć się już z poważniejszą
drużyną i... no właśnie. Myślę jednak, że powodów, przez które teraz
mamy powody do obaw, jest kilka. Przejdźmy jednak do opisania najciekawszych fragmentów meczu.
Z początku meczu Chelsea zaczęła mieć delikatną przewagę. Moses próbował nieudanie przedryblować obronę, Hazard starał się napędzać akcje ofensywne z dość dobrym skutkiem. Juan Mata cieniował, był niewidoczny zaś Frank Lampard potrafił błysnąć wspaniałym podaniem choć nie było to aż tak częste w tym meczu. Corinthians odpowiadało również nieźle zbudowanymi atakami, ale nasza obrona jeszcze jako-tako potrafiła wyjść z tego cało. Gary Cahill miał znakomitą sytuację, by wpakować piłkę do bramki, ale bramkarz rywali Cassio wspomagany lekkim szczęściem nie dopuścił do tego, zatrzymując piłkę tuż przed linią bramkową. Wtedy jeszcze nikt się nie domyślał, że brazylijski goalkeeper zostanie zawodnikiem całych mistrzostw. Fernando Torres nie miał pomysłu na pokonanie go. Mimo to, nadzieje na to, że jednak "The Blues" wzniosą puchar nie gasły. Zaczęły gasnąć dopiero z każdą kolejną minutą drugiej odsłony.
Coraz gorzej grała obrona, ataki były czytelne a pomoc nie mogła w niczym pomóc, gdyż sama miała problemy z wyprowadzaniem akcji. Błędy się mnożyły i naprawdę bramka dla mistrzów Ameryki Południowej wisiała na włosku. W końcu padła i ta akcja bramkowa po prostu obnażyła wszelkie nasze słabości. Peruwiańczyk Guerrero musiał to trafić. Defensywa zasłużyła tylko na jedną cechę - Gapiostwo. Po bramce nie było lepiej, desperackie próby Torresa zaowocowały bramką z tym, że ze spalonego. Gary'emu puściły nerwy i parę minut przed końcem zszedł z czerwoną kartką za brutalny faul na Emersonie. I tak skończyła się passa zdobywania Klubowych Mistrzostw Świata przez drużyny z Europy. Znów towarzyszyć nam będzie niepokój przed następnymi meczami w lidze i w pucharach.
Corinthians 1-0 CHELSEA FC
56 min. De Souza Jorge Henrique (Corinthians) - Żółta kartka
69 min. Paolo Guerrero (Corinthians) - Gol
72 min. David Luiz (Chelsea) - Żółta kartka
Stadion: Yokohama Stadium
Widzowie: 68275
Sędzia: Cuneyt Cakir (Turcja)
Zawodnik meczu: Cassio (Cornthians)
Oto skrót te go meczu:
Oto skrót te go meczu:
Kolejnym meczem będzie spotkanie ćwierćfinałowe z drugoligowym Leeds United w Pucharze Ligi. Mecz zaplanowany jest na 19 stycznia.
A teraz te powody!
1. Mentalne podejście - Czasem mi się wydaje, że zwyczajnie nasi zawodnicy przegrywają te mecze w głowie. Wychodzą na boisko będąc myślami w sytuacji jakiej się znajduje klub, zamiast zagrać jak najlepiej i wyciągnąć go z tarapatów. Czemu tak się dzieje...?
2. Presja - To nie są amatorzy, owszem radzą sobie z presją, ale nie wiem czy jakiś klub na świecie ma podobną presję z różnych stron na to, by ciągle wygrywać. Właściciel jest bardzo porywczy, reaguje emocjonalnie, kibice czasem również potrafią bardzo dobitnie wyrazić swoje niezadowolenie. Czemu tak się dzieje...?
3. Trener - W naszym klubie posada ta jest naprawdę gorąca. Przypomina rozpędzoną karuzelę, gdzie w każdej chwili możesz spaść, nieważne jak mocno się trzymasz i co masz na swą obronę. Dodatkowo obecny menedżer ma sporo problemów za to co mówił o naszym klubie jeszcze kilka lat temu, ale nie tylko. Czemu tak się dzieje...?
4. Taktyka - Kompletnie nie wiem czemu taktyka, która dała bardzo dobry efekt w meczu z Monterrey czyli mowa o dwóch defensywnych pomocnikach John Obi Mikelu oraz Davidowi Luizie (ten drugi jest kwalifikowany jako obrońca). No właśnie a jako cofnięty pomocnik był zarówno przydatny w obronie i w ataku. Cofając go na środek obrony, zwiększamy ryzyko stracenia bramek a gdy już zamiast Mikela wystawia się na tą pozycję Franka Lamparda będącego zdecydowanie ofensywnym pomocnikiem to potęgujemy to ryzyko. Tak właśnie zrobił Rafa Benitez. A czemu on tak robi...? Nie mam w ogóle pojęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz